niedziela, 8 kwietnia 2018

Zawiść



fot. graciela iturbide
             Tak, w zasadzie, w moim świecie jest mało miejsca na politykę i gospodarkę. Raz,że tego za bardzo nie ogarniam, a po drugie, staram się uniezależniać od ich wpływów na ile potrafię.
Czasami jednak muszę się odrywać od ulubionych tematów, by stawać w obronie ruskich motocyklistów, polskich żydów, syryjskich uchodźców...czy ogólnie ludzi bezzasadnie szykanowanych. Dlaczego to robię? Bo sam, jako dziecko doświadczyłem”zaszczytu” bycia innym. Pomimo, że to był zaledwie niewinny pstryczek w porównaniu koszmarem przeżywanym codziennie przez ofiary nietolerancji, rasizmu czy ksenofobii to jednak czuję się w obowiązku reagować ,choćby nawet w tej skromnej formie. Innym, równie ważnym czynnikiem kształtującym obecną postawę było zaszczepienie mi szacunku dla drugiego człowieka, bez względu na status, pochodzenie czy rasę. Dziś widzę jak ważna to była nauka. Miałem dużo szczęścia spotykając na swej drodze ludzi, którzy potrafili wpoić mi wartości humanitarne i uczynili ze mnie niezależnie myślącego człowieka. Może dlatego tak trudno mi zrozumieć, że istnieją kryteria segregujące ludzi na lepszych i gorszych. Zastanawiam się wtedy, kto i dlaczego uczy rzesze młodych ludzi tej bezinteresownej zawiści i pogardy dla innych? Który rodzic wpoił swoim dzieciom to nikczemne przekonanie,w imię którego można opluwać, znieważać i na tysiąc sposobów poniżać bliźnich? Bo trudno uwierzyć, że ten brak tolerancji jest sprawką złych genów, braku perspektyw, czy też sadystycznych zamiłowań. Na wyrobienia takich postaw potrzeba wielu lat obserwacji i powolnego nasiąkania tą specyficzną atmosferą nienawiści. Jeszcze do niedawna miałem nadzieję, że są to jedynie przejawy zakompleksienia, niskiej samooceny. Teraz jednak skłaniam się ku tezie, że są to również systemowe działania instytucji państwa i kościoła, mające na celu zaszczepić lęk przed innością, a co za tym idzie wytworzyć opór wobec przemianom społecznym, religijnym i obyczajowym w kraju. Wbrew pozorom, wyzwolić bestię w człowieku nie jest wcale tak trudno. Jej oślizgłe cielsko czai się tuż pod skórą, czekając tylko pretekstu, by wypełznąć na powierzchnię i opleść swą bezecną siecią wszystko wokół. Te monstrum, niczym złowieszcze kłębowisko hydr oblepia swymi mackami, liże swym oślizłym jęzorem podstawę życia powodując, że staje się ono nie do zniesienia, posępne i złe.

Gdy na to wszystko spojrzeć z dystansu, to trudno oprzeć się wrażeniu, że spowija nas jakaś irracjonalna chmura prymitywnej agresji. W takiej atmosferze rodzą się frustraci i dewoci. To „morowe powietrze” przenika nas na wskroś, sprawia,że każda czynność, każda myśl jest nią nacechowana. Wystarczy spojrzeć co się dzieje na naszych drogach, na stadionach , forach internetowych. Ta zła energia wylewa się z nas przy byle okazji, zatruwa nasze myśli, niszczy nasze dusze. Odwraca naszą uwagę od spraw istotnych i pięknych, a każe taplać się w cuchnącej brei plugawych osądów.
Chcę wierzyć, że jest jakieś wyjście z tej patologicznej sytuacji. Zdaję sobie też sprawę, że te od pokoleń pielęgnowane fobie i uprzedzenia nie da się wyplewić z dnia na dzień. Wymaga to żmudnego procesu przywracania zaufania do drugiego człowieka , stopniowej przebudowy obrazu świata na bardziej przyjazny i swojski. Potrzebna jest instytucja lub autorytet budzący powszechne zaufanie, która wskażę kierunek, określi cel. Jednak próżno już taki znaleźć. W końcu, od lat niszczenie autorytetów to nasza narodowa pasja. Cóż zatem....? Tylko to, czego najbardziej się obawiamy, może stać się zarazem wybawieniem. Jeśli świat przez nas akceptowany uznamy za Krainę Boga, to wszystko ,co nie mieści się w tym obrazie staje się automatycznie Szatanem. On nas przeraża, mrozi krew w żyłach, sprawia, że staramy się go wyeliminować z naszego życia. Im bardziej jednak próbujemy zapomnieć tym bardziej nam o sobie przypomina. To błędne koło można przerwać jedynie przez „oswojenie”demona, przez zintegrowanie jego obrazu., przywrócenie go do świadomego życia przez akceptację. Tym demonem jest oczywiście Inny. Przybysz z obcych krain oprócz niezrozumiałych zachowań, dziwnych zwyczajów, czy wręcz zagrożeń niesie ze sobą też nowe idee, poglądy i doświadczenia. Żeby społeczeństwo mogło normalnie funkcjonować, potrzebny jest dopływ „świeżej krwi”. Bez niego będziemy systematycznie karleć, kostnieć a w końcu zanikać. Sami, w izolacji od bodźców zewnętrznych skazujemy się na tkwienie w więzieniu własnych przekonań i ograniczeń. Bezruch zawsze był atrybutem śmierci, czy to człowieka, czy to całego narodu.