środa, 31 stycznia 2018

Czasownik




          Zdarza się czasem, że życie wydaje się boleśnie twarde, że jego kanciastość rani do krwi, rozrywa miękką tkankę duszy na strzępy. A może powód cierpienia leży w niewłaściwym postrzeganiu rzeczywistości ? Może to ,co uważamy za rzeczywistość jest tylko, jego nędzną imitacją ? Może trwonimy czas na walkę z materią, która istnieje tylko w krzywym zwierciadle naszej wyobraźni ? Może więc Aborygeni mieli rację ?...ale ich już nie ma , zostały tylko cielesne fantomy. Jeżeli jesteśmy zanurzeni w czasie, to może Świat jest Wielkim Czasownikiem ? Może, zamiast ze skał, piasku i wody Ziemia składa się z chęci ,wyzwań i możliwości ?, może ona bardziej buzuje, tętni, drga i dygocze niż trwa w bezruchu ?Może człowiek nie jest tworem z krwi i kości, a składa się bardziej z oczekiwań, nadziei, tęsknot i pragnień ?
Może zbyt wielka wagę przywiązujemy do rzeczowników,do konkretów, trwałych ram, może to potrzeba trwałych podstaw bytu każe tak widzieć świat ?. Może to jest właśnie grzech pierworodny ?
Może to ,co nazywamy drzewem, dla ptaków jest miejscem spoczynku, gniazdowania i wychowywania potomstwa?, może to, co dla nas jest śmietniskiem, dla małych gryzoni jest możliwością przetrwania ? Może to, co nazywamy życie jest zaledwie ulotnym tchnieniem Absolutu ?

A może ,po prostu wszystko jest ok. a tylko mi odbiło ? , wszak to czasownik przecież... 

niedziela, 28 stycznia 2018

Narodziny

     Narodziny człowieka to wielkie kosmiczne wydarzenie. To tryumf natury, ukoronowanie miliardów lat starań, by ten kruchy acz świadomy siebie owoc ewolucji mógł stanąć na szczycie piramidy życia . Czy ten nadzwyczajny status obliguje go do wypełniania niezwyczajnych zadań?,Czy jego nagłe wtargnięcie w świat form niesie ze sobą jakieś specjalne posłannictwo?



Jeśliby zajrzeć w granatowe jak nocne niebo oczy noworodka można w nich ujrzeć bezkresną głębie Wszechświata, otchłań wyzutą z czasu i zimne iluminacje dawno zgasłych gwiazd. Można tam dojrzeć, a raczej odczuć wiedzę niesioną z nieskończonych przestrzeni obcych światów. Nie ma w nich jeszcze nic ludzkiego... Nie są to jeszcze naiwne oczy dziecka bez historii, tabula rasa – niezapisanej karty. Staną się takimi dopiero po kilku dniach, gdy dojdzie do głosu zwierzęcy instynkt samozachowawczy i zdominuje tę małą istotkę całkowicie, a zew przetrwania karze postrzegać świat jako wielką spiżarnię.
Wówczas kosmiczna pamięć rozwieje się niczym poranna mgła.... tak rodzi się człowiek. Przybysz z innych wymiarów przeradza się w istotę ludzką.
Zgodnie z przyczynowo-skutkowym ciągiem zdarzeń przyczyną narodzin człowieka jest zapłodnienia komórki jajowej ,co z kolei wiąże się...i tak dalej, i dalej, aż cofając się dojdziemy do Wielkiego Bang. Wygląda to trochę tak, jakby teraźniejsze zdarzenia były następstwem wcześniejszych przyczyn, że praprzyczyna tego oddolnego ruchu tkwi w przeszłości. Czyli to przeszłość jest twórcą przyszłości. Jest jednak jeszcze inna koncepcja, przeciwstawna przyczynowości. Jest nią Telos, czyli założenie istnienie celu, spełnienia. Tutaj to cel niejako zasysa wydarzenia w swoją stronę, życie przestaje być nieukierunkowanym ciągiem epizodów, a staje się serią wydarzeń zmierzających ku określonemu celowi. Telos nie zadaje pytania :”co było przyczyną?” lecz:”co jest celem?”. Coś się dzieje ze względu na coś. Jest w tym wszystkim nowy element – intencja, zamysł. Nie należy tego jednak wiązać z twardym determinizmem. To raczej delikatne potrącanie, szturchanie czy popychanie we właściwą stronę. Najodpowiedniejszym przykładem byłoby porównanie do statku kosmicznego naprowadzanego na kurs seriami krótkich impulsów korekcyjnych. Ale, w dużej mierze to ty decydujesz jak dotrzeć do mety. Co prawda, twoja wolność jest ograniczona postronkiem trzymanym ręką przeznaczenia, ale wystarczająco długim, by poczuć się współtwórcą własnej historii. Nieraz jest to ślepy traf, nieraz loteria prób i błędów, a czasem świadomy wybór. Na podobnych zasadach pewnie działa spirala ewolucji, pozostawiając na pastwę losu haniebne ślady swych pomyłek, by bezzasadnym kaprysem obdarzyć przywilejem życiem inne formy. Cel – w tym wypadku jest nim rozwój – pozostaje jednak niezmienny. To właśnie Telos/Los zdaje się być siła sprawczą ewolucji, to on spowodował, że w przeciągu zaledwie paru miliardów lat luźne związki białka ewoluowały do postaci samoświadomego ssaka z grupy naczelnych – Homo Sapiens. Czy byłoby to możliwe poprzez przypadkowy dobór naturalny?
Kto lub co zatem wyznacza te misje? Kto lub co sprawia, że tym wyrokom musimy się bezapelacyjnie poddać?
To potężna Ananke. Bogini Przeznaczenia, konieczności i nieuchronności losu, to fatum wiszące niczym miecz Demoklesa nad każdym z nas. To jej wyroki decydują o wejściu na arenę zdarzeń, jak i o jej opuszczeniu. Ona też zatwierdza misję, która jest nam wyznaczona.
Jaką rolę więc ma odegrać w tym kosmicznym spektaklu człowiek – ten łącznik zawieszony pomiędzy zwierzęciem a Bogiem? Wydaje się absurdalnym przekonanie o wyjątkowości człowieka .Jednak gdy spojrzeć na to z pozycji obserwatora rola ta wydaje się oczywistą. Samoświadomość nie tylko pozwala człowiekowi oświetlić mroki nieświadomości spowijające Ziemie, nadać jej teleologiczne znaczenie ale też dostrzec wszechogarniający strumień świadomości wypełniający Wszechświat. Zrozumieć, że te same boskie emanacje, które przenikają przez ciało człowieka płyną również przez dalekie galaktyki, bezdenne oceany i niebosiężne góry. Jesteśmy nierozerwalnie związani z otaczającym nas światem form, stanowimy jego integralną część. Od ciała ,przez umysł do ducha to procesy ewolucyjnego wzrostu , które zdają się być Przeznaczeniem.


piątek, 26 stycznia 2018

Dzień świstaka

Odradzające się w obecnym czasie nacjonalizmy i nastroje ksenofobiczne podsycane umiejętnie przez rządzących i podległe im media źle rokują i każą się głęboko zastanowić nad celem takich działań. Świadome spychanie narodu w mroki średniowiecza jest programowym orężem w kształtowaniu światopoglądów polaków, otumanianiu ich i utrzymaniu w poczuciu zagrożenia by czynić z nich spolegliwą,bezwolną masę. Obraz oblężonej twierdzy już zakotwiczył na dobre w świadomości co widać w sondażach i klimacie społecznym. Budujemy coraz wyższe mury , palimy ostatnie mosty za sobą ,izolujemy się coraz bardziej…co jest powodem takich zachowań.? Dlaczego decydujemy się tkwić w tym jednorodnym etnicznie kraju ? Dlaczego naród , ojczyzna stanowią dla nas najwyższą wartość? Dlaczego planetę całą przecina gęsta sieć zasieków, granic chroniących poszczególne narody przed innymi narodami?
Etnocentryzm - bo tak właśnie nazywamy dominującą dziś na świecie postawę – jest z racjonalnego punktu widzenia dość prymitywną formą postrzegania świata. Jego narodzin można doszukiwać się w epoce neolitu gdzie drobne grupy spokrewnionych osób postanowili prowadzić wspólną gospodarkę. Przez te wszystkie tysiące lat mentalność ludzi nie ewoluowała nawet o jotę. Co prawda małe grupy rozrosły się do wielomilionowych narodów, związki obronne zastąpiły uzbrojone po zęby armie a małych lokalnych bożków zastąpił jeden jedynie prawdziwy Bóg Wszechmogący. Nastąpił jedynie potężny skok cywilizacyjny natomiast wewnątrz nadal pozostaliśmy prymitywami. Z tą samą brutalnością mordujemy i tępimy na rozmaite sposoby innych tylko dlatego ,że nie przynależą do naszego plemienia ,wyznają inną religię lub hołdują innym wartościom. Wydaje się, że z bliżej nie znanych powodów ewolucja tę sferę ludzkiej aktywności omijała szerokim łukiem. Przywiązanie do tych mitycznych wartości jest zastanawiające, zważywszy ,że większość wojen i podbojów była i jest wynikiem i skutkiem właśnie etnocentryzmu.
A wydawałoby się, że wraz z pierwszym człowiekiem , który ujrzy Ziemię z Kosmosu nastąpi przewartościowanie naszych postaw życiowych. Przecież z tej nowej perspektywy ta niewielka planeta przemierzająca bezmiar Wszechświata stanowi nasz wspólny dom, naszą jedyną ojczyznę a istoty ją zamieszkujące to dosłownie nasi bracia i siostry. Granice i podziały istnieją jedynie w naszych zalęknionych umysłach. Nie istnieją one dla ptaków wędrownych, zanieczyszczonego powietrza czy internetu. Nie zna ich muzyka ani sztuka. Nie zna bo przecież są to sztuczne podziały, fizycznie nie istniejące….Tkwiąc w iluzorycznym przekonaniu,że umacnianie granic uchroni nas przed zagrożeniem odbiera nam możliwość,szansę by podążać ścieżką rozwoju ku światu bez plemiennych wojen, rasistowskich podziałów i totalitaryzmów. Nie mam złudzeń, że przestawienie się na nowy punkt widzenia dokona się natychmiast lecz im wcześniej zagości on w naszych głowach i sercach tym szybciej wyrwiemy się z zaklętego „Dnia Świstaka”, kręgu bezsensownej powtarzalności.
Z różnych badań nad świadomością wynika że jedynie 10 – 15 % populacji ludzi tzw. „cywilizowanych” wspięło się na wyższy poziom świadomości - światocentryzm. Tu już nie chodzi tylko o dobro moje , mojej grupy czy mojego narodu , tu chodzi o dobra i sprawiedliwość dla wszystkich ludzi bez względu na rasę i wyznanie. Ten najbardziej z etycznych i współodczuwających więź ze światem postaw uwalnia od zewnętrznych nacisków i skłania do wewnętrznej potrzeby dzielenia się, pomocy osobom słabszym, uboższym. Reszta nadal grzęźnie w epoce klanowości, epoce krwawych rzezi, czystek etnicznych i krucjat religijnych. Dodatkowym spowalniaczem są wielkie religie a raczej poziom ,który sobą reprezentują. Bo tak jak istnieją poziomy rozwoju świadomości człowieka , tak samo każda z religii posiada swój dominujący poziom i jak łatwo się domyśleć tym poziomem jest etnocentryzm. Sprowadza się on do tego, że nasz Bóg, nasz naród, nasza rasa jest najważniejsza i ma szczególne posłannictwo by podporządkowywać sobie innych lub niszczyć
ich bez skrupułów . Każda religia prezentujące poziom etnocentryczny jest z natury swej orędownikiem Dżihadu. KAŻDA… Oczywiście formy i poziom agresji mogą być różne ,od łagodnego nagabywania , nakłaniania po ekstremizm. W zasadzie większość wojen , aktów ludobójstwa czy ataków terrorystycznych swe przyczyny ma w etnocentryźmie. Święta Wojna jest wpisana w w jego naturę, jest jej nieodłącznym elementem. Od kiedy hasło typu : „Bóg ,Honor , Ojczyzna „, Gott mit uns” zaczęło pojawiać się na sztandarach automatycznie zyskało rangę świętości. W imię tych wartości mamy zatem prawo ,ba , nawet obowiązek oddać życie własne jak i pozbawiać życia innych .
Istnieje jednak w ludziach potrzeba skupiania się wokół wspólnych idei, zapatrywać i tradycji ,potrzeba pewnej elitarności, wyjątkowości i chęć odróżniania się. Państwa narodowe posiadające własny język, własne tradycje , obyczaje i historię zaspokajały te potrzeby. Jeśli więc nie one to co w zamian ? Jest takie piękne określenie wywodzące się z języka niemieckiego Heimat – Mała Ojczyzna. Jest to umowny obszar skupiający ludzi o podobnych światopoglądach , tradycjach, mających z sobą wiele wspólnego. Te małe enklawy nie posiadają granic, wojska ani rządów a przynależność do nich jest wolnym wyborem każdego człowieka. Tego typu związki są już dość popularne w Europie i stanowią doskonałą alternatywę dla obciążonych trudną historią i wewnętrznymi sporami państw. Z racji wyznawanych poglądów nie należę do grona jakiś szczególnie oddanych patriotów w ogólnym rozumieniu tego słowa jednak przekonuje mnie inna jego forma - patriotyzm lokalny. „Wspieranie własnego Szeryfa” ma sens bo w sposób bezpośredni przyczynia się do propagowania rodzimych walorów i wzrostu zamożności lokalnej społeczności. Równie ważnym jednak jest tam brak odniesień politycznych i historycznych, rozgrzebywania ran, koszulek z orłem lub krwawym śladem po faszystowskiej kuli. Taki patriotyzm zostawiam Prawdziwym Polakom.

Pisząc powyższy słowa,opisując moje wewnętrzne przekonanie zdałem sobie sprawę ,że czynię to wbrew oficjalnie propagowanej polityce zamkniętych drzwi, nacjonalistycznym trendom, na przekór wszystkich tym ruchom rasistowskim i ksenofobicznym ,które sprowadzają nas do roli zastraszonych i zagubionych prowincjonalnych mieszkańców Europy. Jeśli zaś mamy ambicję wyjść poza te sztywne ramy i wziąć udział w tworzeniu nowej rzeczywistości zróbmy to.. .mimo wszystko. Większość nie zawsze ma rację.

niedziela, 21 stycznia 2018

Hydra

         System polityczny, w którym przyszło nam obecnie żyć można by nazwać Katolickim Narodowym Socjalizmem. Jako człowiek o poglądach lewicowych mam pewne zrozumienia dla socjalnych poczynań rządzących, jednak pozostałe dwa człony tj. „katolicki i narodowy”, a już szczególnie ich mariaż przyprawiają mnie o gęsią skórkę i siódme poty.
Rozglądając się wokół widzę rozliczne szczerby w dotąd zwartych szeregach demokratów. Coraz liczniej zasilają oni obóz pisowski, coraz częściej przebąkują o dobrym kursie,naprawie Rzeczpospolitej itp. Dlatego też w dalszej części będę używał pierwszej osoby liczby mnogiej, formy MY dla określenia dominującej postawy rodaków, co jeszcze może nie być prawdą lecz z czasem nią się może niestety stać.
Będąc zadowolonymi z poprawiającej się sytuacji ekonomicznej nie zwracamy uwagi (lub widzieć nie chcemy),że równolegle z nią następują powolne kształtowanie naszych postaw w kierunku narodowego socjalizmu. Niezauważalnie obsuwamy się w otchłań faszyzmu i szowinizmu. Już nawet nie zauważamy,że nasze horyzonty myślowe zostały odpowiednio przycięte i dopasowane do potrzeb nowej doktryny. Karmieni codzienną dawką propagandowej papki z coraz większą wyrozumiałością akceptujemy ksenofobiczne hasła i rasistowskie wybryki. Coraz chętniej oddajemy przyzwoitość za przywileje, za „pincet plus”, za obietnice lepszej przyszłości. Jakże tanio można dziś kupić przychylność. Zapatrzeni w przynętę nie dostrzegamy haczyka. Pisowska strategia podsypywania ziaren przynosi rezultaty. Jesteśmy źle wyedukowani, nasza wiedzę o świecie czerpiemy z tabloidów i rządowej telewizji. Stąd tak łatwo nas omamić, wcisnąć każdy kit.
Pomimo całego tego patetycznego zadęcia mediów o odnowie moralnej coraz bardziej chamiejemy, nasz język parszywieje a sami stajemy się nieczuli na niedole innych ,coraz bardziej odwracamy się od spraw ważnych dla świata lecz nas bezpośrednio niedotyczących.
Coraz więcej w nas z Polaka coraz mniej z Europejczyka. Wstajemy z kolan. W odwecie za lata upokorzeń nurzamy się teraz we własnym samozadowoleniu, wywyższamy się depcząc godność innych .Coraz częściej patriotyzm sprowadza się do pogardy dla słabszych, poniżania biedniejszych i napiętnowania inaczej ( lub w ogóle) myślących.
Polska brunatnieje - staje się siedliskiem narodowych obsesji, butwieje pod stertami wygrzebywanych kości, grzęźnie w błocie ideologicznych krętactw.
Przesadzam ?
Jeszcze nie tak dawno temu zakapturzeni bojówkarze prowokowali starcia z uczestnikami Marszu Niepodległości. Dzisiaj to oni stanowią główny jego trzon a zalęknieni przechodnie chyłkiem przemykają ulicami. A to przecież dopiero początek...
Nie bez powodu narzucają się porównania z Niemcami lat 30-tych. Tam również z miłości do ojczyzny i pogardy do obcych naród zaprzedał się szaleńcom i ich obłąkańczym rojeniom.

A gdy już przebudziwszy się ujrzymy krwawą poświatę na horyzoncie to nie będzie wschodzące Słońce ,to będzie łuna z tysięcy rac – zwiastunka mrocznych czasów.

piątek, 19 stycznia 2018

Zerwana więź

        





            Zdarza się czasem, że coś się kończy zanim się na dobre zacznie. Jak pisklę wyrzucone z gniazda czy sczerniałe kwietniowym przymrozkiem kwiaty jabłoni tak relację pomiędzy ludźmi ulegają nagłym zapaściom, obumierają bez wyraźnej przyczyny, zanikają nim osiągną swe apogeum.
Wiejąca arktycznym mrozem nicość rozwiera ohydna paszczę i połyka niczym Saturn swe ledwo narodzone dzieci. Nie sposób pogodzić się z taką nonszalancją ,zrozumieć istotę tej okrutnej bezduszności losu. Czy te wszystkie bezsensowne zdawałoby się sytuacje musiały się zdarzyć by ukazać lichość naszych chceń, obnażyć naszą bezsilność w starciu z przeznaczeniem? Może to miała być jedna z wielu lekcji pokory , może jedyna szansa zrozumienia mądrości tam zawartej?
Goniąc przez życie w poszukiwaniu ukojenia dla spragnionej duszy łatwo zabrnąć czasem w ślepy zaułek, sytuację bez wyjścia , litą skąłę lub przepaść bezdenną uniemożliwiającą dalszą wędrówkę. Włożony wysiłek okazuje się próżny a plany spełzły na niczym, zapadły się w sobie, sczezły . Trzeba wtedy przełknąć gorycz porażki i upokorzony wrócić po własnych śladach. To ,co jeszcze przed chwilą wydawało się być szczęśliwym trafem teraz jawi się jako ironia losu, kiepski żart. Jednak nie będzie to czas stracony gdyż jedna porażka więcej uczy niż seria sukcesów. Tak zwana mądrość życiowa swymi korzeniami czerpie z gorzkich pokładów klęsk i upokorzeń. Sukces jest jak narkotyk – obdarza iluzorycznym poczuciem szczęścia ale uzależnia i zniewala.
Porażka natomiast wskazuje miejsce w szyku nadymanemu ego, uczy pokory i hańby odwrotu.
Jej bolesne nauki znaczone szpetnymi bliznami nie pozwalają zapomnieć. Może więc to jest odpowiedzią na dręczące pytanie? Może to jeden z powodów, dla którego brutalnym zrządzeniem losu coś się urywa, nić wzajemnych powiazań pęka nie dając szansy na ciąg dalszy? Misja dobiegła końca....



środa, 17 stycznia 2018

Anioł

  Każdy wiek ma swoje wyzwania. Okres buntu przynależny jest młodości. Ja jednak byłem zbyt oniemiały i zdezorientowany by stawiać opór. Sprzeciw wybuchł ze zdwojoną siłą, gdy mój ociężały umysł przebił się przez pola propagandowych bzdur, teologicznych mrzonek i obyczajowych meandrów. Znalazłem się na ziemi dziewiczej niczym odkrywca oszołomiony skalą możliwości. Rozpocząłem żmudny proces kształtowania świata na wzór i podobieństwo swoje.
Moje opóźnienie w rozwoju sprawiło,że odstawałem od reszty. Moi rówieśnicy zaczęli już wskakiwać w buty rodziców, zakładać rodziny, wychowywać dzieci.
Dalszą konsekwencją tych działań były turbulencje jakie wywoływałem swa postawą w otoczeniu. Znudzone monotonią twarze ludzi, otępiały przewidywalnością zdarzeń wzrok nagle zaczynał iskrzyć zaciekawieniem i ekscytacją. „Porąbało go?,coś z nim nie tegez?”- pytały zaniepokojone oczy. Były to być może pierwsze od tygodni przejawy refleksji, zainteresowaniem drugim człowiekiem.
Bo czasem warto wyskoczyć z kolein codzienności i unieść się ponad rutynę. Niczym skowronek zawisnąć tak nad jakąś łąką kwietną, sadem brzemiennym....Oczywiście, nie każda taka eskapada musi kończyć się sukcesem. Często lądowanie bywa bolesne, wśród ciernistych krzaczorów lub rumoszu skalnego. Jednak nawet wówczas możesz mieć nadzieję, że zabłąkany anioł świetlisty wybawi cię szczęśliwie z opresji, przytuli do pulchnej piersi i wypowie głosem słodkim jak lukrecja: „ Och, ty mój głuponiu, czy nie lepiej było kroczyć dumnie jak inni promenadą w stronę zachodzącego słońca?”


- NIE....

wtorek, 16 stycznia 2018

Sfery tajemne

   Są takie sfery tajemne,gdzie człowiek niech nie śmie zaglądać. Tam dojrzewa i krystalizuje się przeznaczenie. Tam, w kipiących wrzątkiem kadziach ważą się ludzkie losy, ich ostateczny kształt i wymiar. Tam puste formy wypełniają się treścią a pozbawione dotąd życia skorupy ożywają,rozpoznają się nawzajem i kontynuują przerwane niegdyś dialogi. Kontinuum ducha...śmierć nie jest tu żadną przeszkodą,to zaledwie antrakt pomiędzy aktami To tylko czas potrzebny na zmianę dekoracji, przywdzianie nowych masek ,to wciąż nowe kreacje w starych obsadach. Dialog musi trwać wbrew czasowi,wbrew materii...musi wybrzmieć do ostatniego słowa ,ostatniej sylaby. Przeznaczenie to proces dopełniania się boskich planów, to bezczasowy i bezcielesny akt twórczy i choć odbywa się w strumieniu czasu i korowodzie cielesnych emanacji jest procesem całkowicie duchowym. Materia z całą swą wielością form jest tylko sceną ,na której odbywa się dramatyczny proces zbierania doświadczeń, doskonalenia i wzrostu dusz. Człowiek, z całym swym patosem i dziedzictwem, jest tylko jednym, małym epizodem jakim los mu wyznaczył do odegrania.. Tyle i aż tyle zarazem....

czwartek, 11 stycznia 2018

Kwestia wiary

       



Rok 1990. Kończę pracę przy konserwacji ołtarza w kościele św. Michała w Dobromierzu. Po dwuletnich zmaganiach z materia czuję zmęczenie. Z uwagi na nadchodzące przymrozki decyduję się pracować przez najbliższy tydzień do późnych godzin nocnych. Zaczynam zaraz po święcie, w Dzień Zaduszny. Opustoszały kościół usadowiony jest na wzgórzu, otoczony starym cmentarzem graniczącym bezpośrednio z przedchrześcijańskim grodziskiem. Do tego porywisty wicher uderzający z całą furią w wiekowe mury, strugi deszczu bębniące o maswerkowe witraże i niemal realne odczucie,że Coś mnie bacznie obserwuje. Jedynym łącznikiem ze światem jest targana wiatrem linia energetyczna zasilająca moje migoczące kapryśnie halogeny. Sceneria jak z kiepskiego horroru klasy C. Jestem jedyną ludzką istotą w tym tyglu bytów wszelakich... Ujmując prościej : nie było to miłe ale bardzo osobliwe i pouczające doświadczenie. Być może to tylko wylękniona wyobraźnia, może to naturalne dźwięki i odgłosy w nienaturalnym otoczeniu sprawiły ,że przeżyłem więcej niż bym pragnął. Tyle wstępu.
Prawdziwa wiara nie potrzebuje dowodów a wiara w duchy tym bardziej, choć one same są innego zdania ;). Tego, że wszyscy bez wyjątku wierzymy również nie trzeba udowadniać. Kwestią jest jedynie to ,w co wierzymy. Wydaje się, że im człowiek żyje bliżej natury tym jego świat bardziej jest wypełniony istotami niematerialnymi, magicznymi i nierealnymi z naszego punktu widzenia. Jednak nie ma to nic wspólnego ze stopniem ucywilizowania bo przecież większość cywilizowanych Islandczyków deklaruję wiarę w Elfy a rządowe agendy biorą poważnie pod uwagę potrzeby tych mitycznych osobników. Oczywiście, nie przeszkadza to potomkom Wikingów wierzyć jednocześnie w Teorię Wielkiego Wybuchu lub Kwantową. My natomiast, ludzie odcięci od naturalnych korzeni również wierzymy, tyle,że już tylko w paradygmaty naukowe. Paradygmat, czyli obowiazujacy sposób postrzegania rzeczywistości ustalany jest poprzez konsensus, porozumienie grona wybitnych naukowców.”Obowiazujący”czyli przyjmujący dane ustalenia jako najbliższe prawdzie. W obecnym wydaniu wyklucza on istnienie duchowego wymiaru Wszechświata. Nie znaczy to oczywiście,że ten wymiar nie istnieje, a jedynie to ,że nie mieści się w ramach przyjętych założeń. Może dlatego łatwiej nam uwierzyć słowom fizyków dowodzących istnienia Czarnych Dziur czy antymaterii niż mistykom wieszczących istnienie Anioła Stróża czy życiu w innych wymiarach. A przecież oba te twierdzenia są przyjmowane na wiarę. Pomijam fakt,że jednak łatwiej doświadczyć istnienia duchów niż Czarnych Dziur. W zasadzie wszystko ,co uznajemy za rzeczywistość jest tylko naszym o niej wyobrażeniem. Przyjmując jakiś paradygmat upodobniamy się do dalekowidza w „okularach do czytania” na nosie. Doskonale widać wówczas świat liter i innych pobliskich przedmiotów, jednak dalsze plany staja się zamglone i nieostre a przez to mniej ważne a czasem wręcz nieistotne. Warto to sobie uzmysłowić, gdy zafascynowani wizją nowej nauki dobrowolnie rezygnujemy z całego spektrum zjawisk oferowanych przez Wszechświat.

Gdy nie wiesz jak się zachować, zachowuj się jak Wiking