Rok
1990. Kończę pracę przy konserwacji ołtarza w kościele św.
Michała w Dobromierzu. Po dwuletnich zmaganiach z materia czuję
zmęczenie. Z uwagi na nadchodzące przymrozki decyduję się
pracować przez najbliższy tydzień do późnych godzin nocnych.
Zaczynam zaraz po święcie, w Dzień Zaduszny. Opustoszały kościół
usadowiony jest na wzgórzu, otoczony starym cmentarzem graniczącym
bezpośrednio z przedchrześcijańskim grodziskiem. Do tego porywisty
wicher uderzający z całą furią w wiekowe mury, strugi deszczu
bębniące o maswerkowe witraże i niemal realne odczucie,że Coś
mnie bacznie obserwuje. Jedynym łącznikiem ze światem jest targana
wiatrem linia energetyczna zasilająca moje migoczące kapryśnie
halogeny. Sceneria jak z kiepskiego horroru klasy C. Jestem jedyną
ludzką istotą w tym tyglu bytów wszelakich... Ujmując prościej :
nie było to miłe ale bardzo osobliwe i pouczające doświadczenie.
Być może to tylko wylękniona wyobraźnia, może to naturalne
dźwięki i odgłosy w nienaturalnym otoczeniu sprawiły ,że
przeżyłem więcej niż bym pragnął. Tyle wstępu.
Prawdziwa
wiara nie potrzebuje dowodów a wiara w duchy tym bardziej, choć one
same są innego zdania ;). Tego, że wszyscy bez wyjątku wierzymy
również nie trzeba udowadniać. Kwestią jest jedynie to ,w co
wierzymy. Wydaje się, że im człowiek żyje bliżej natury tym jego
świat bardziej jest wypełniony istotami niematerialnymi, magicznymi
i nierealnymi z naszego punktu widzenia. Jednak nie ma to nic
wspólnego ze stopniem ucywilizowania bo przecież większość
cywilizowanych Islandczyków deklaruję wiarę w Elfy a rządowe
agendy biorą poważnie pod uwagę potrzeby tych mitycznych
osobników. Oczywiście, nie przeszkadza to potomkom Wikingów
wierzyć jednocześnie w Teorię Wielkiego Wybuchu lub Kwantową. My
natomiast, ludzie odcięci od naturalnych korzeni również wierzymy,
tyle,że już tylko w paradygmaty naukowe. Paradygmat, czyli
obowiazujacy sposób postrzegania rzeczywistości ustalany jest
poprzez konsensus, porozumienie grona wybitnych
naukowców.”Obowiazujący”czyli przyjmujący dane ustalenia jako
najbliższe prawdzie. W obecnym wydaniu wyklucza on istnienie
duchowego wymiaru Wszechświata. Nie znaczy to oczywiście,że ten
wymiar nie istnieje, a jedynie to ,że nie mieści się w ramach
przyjętych założeń. Może dlatego łatwiej nam uwierzyć słowom
fizyków dowodzących istnienia Czarnych Dziur czy antymaterii niż
mistykom wieszczących istnienie Anioła Stróża czy życiu w innych
wymiarach. A przecież oba te twierdzenia są przyjmowane na wiarę.
Pomijam fakt,że jednak łatwiej doświadczyć istnienia duchów niż
Czarnych Dziur. W zasadzie wszystko ,co uznajemy za rzeczywistość
jest tylko naszym o niej wyobrażeniem. Przyjmując jakiś paradygmat
upodobniamy się do dalekowidza w „okularach do czytania” na
nosie. Doskonale widać wówczas świat liter i innych pobliskich
przedmiotów, jednak dalsze plany staja się zamglone i nieostre a
przez to mniej ważne a czasem wręcz nieistotne. Warto to sobie
uzmysłowić, gdy zafascynowani wizją nowej nauki dobrowolnie
rezygnujemy z całego spektrum zjawisk oferowanych przez
Wszechświat.
Gdy
nie wiesz jak się zachować, zachowuj się jak Wiking
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz