fot. graciela iturbide |
Tak, w zasadzie, w moim świecie jest
mało miejsca na politykę i gospodarkę. Raz,że tego za bardzo nie
ogarniam, a po drugie, staram się uniezależniać od ich wpływów
na ile potrafię.
Czasami jednak muszę się odrywać od
ulubionych tematów, by stawać w obronie ruskich motocyklistów,
polskich żydów, syryjskich uchodźców...czy ogólnie ludzi
bezzasadnie szykanowanych. Dlaczego to robię? Bo sam, jako dziecko
doświadczyłem”zaszczytu” bycia innym. Pomimo, że to był
zaledwie niewinny pstryczek w porównaniu koszmarem przeżywanym
codziennie przez ofiary nietolerancji, rasizmu czy ksenofobii to
jednak czuję się w obowiązku reagować ,choćby nawet w tej
skromnej formie. Innym, równie ważnym czynnikiem kształtującym
obecną postawę było zaszczepienie mi szacunku dla drugiego
człowieka, bez względu na status, pochodzenie czy rasę. Dziś
widzę jak ważna to była nauka. Miałem dużo szczęścia
spotykając na swej drodze ludzi, którzy potrafili wpoić mi
wartości humanitarne i uczynili ze mnie niezależnie myślącego
człowieka. Może dlatego tak trudno mi zrozumieć, że istnieją
kryteria segregujące ludzi na lepszych i gorszych. Zastanawiam się
wtedy, kto i dlaczego uczy rzesze młodych ludzi tej bezinteresownej
zawiści i pogardy dla innych? Który rodzic wpoił swoim dzieciom to
nikczemne przekonanie,w imię którego można opluwać, znieważać
i na tysiąc sposobów poniżać bliźnich? Bo trudno uwierzyć, że
ten brak tolerancji jest sprawką złych genów, braku perspektyw,
czy też sadystycznych zamiłowań. Na wyrobienia takich postaw
potrzeba wielu lat obserwacji i powolnego nasiąkania tą specyficzną
atmosferą nienawiści. Jeszcze do niedawna miałem nadzieję, że
są to jedynie przejawy zakompleksienia, niskiej samooceny. Teraz
jednak skłaniam się ku tezie, że są to również systemowe
działania instytucji państwa i kościoła, mające na celu
zaszczepić lęk przed innością, a co za tym idzie wytworzyć opór
wobec przemianom społecznym, religijnym i obyczajowym w kraju. Wbrew
pozorom, wyzwolić bestię w człowieku nie jest wcale tak trudno.
Jej oślizgłe cielsko czai się tuż pod skórą, czekając tylko
pretekstu, by wypełznąć na powierzchnię i opleść swą bezecną
siecią wszystko wokół. Te monstrum, niczym złowieszcze kłębowisko
hydr oblepia swymi mackami, liże swym oślizłym jęzorem podstawę
życia powodując, że staje się ono nie do zniesienia, posępne i
złe.
Gdy na to wszystko spojrzeć z
dystansu, to trudno oprzeć się wrażeniu, że spowija nas jakaś
irracjonalna chmura prymitywnej agresji. W takiej atmosferze rodzą
się frustraci i dewoci. To „morowe powietrze” przenika nas na
wskroś, sprawia,że każda czynność, każda myśl jest nią
nacechowana. Wystarczy spojrzeć co się dzieje na naszych drogach,
na stadionach , forach internetowych. Ta zła energia wylewa się z
nas przy byle okazji, zatruwa nasze myśli, niszczy nasze dusze.
Odwraca naszą uwagę od spraw istotnych i pięknych, a każe taplać
się w cuchnącej brei plugawych osądów.
Chcę wierzyć, że jest jakieś
wyjście z tej patologicznej sytuacji. Zdaję sobie też sprawę, że
te od pokoleń pielęgnowane fobie i uprzedzenia nie da się wyplewić
z dnia na dzień. Wymaga to żmudnego procesu przywracania zaufania
do drugiego człowieka , stopniowej przebudowy obrazu świata na
bardziej przyjazny i swojski. Potrzebna jest instytucja lub autorytet
budzący powszechne zaufanie, która wskażę kierunek, określi cel.
Jednak próżno już taki znaleźć. W końcu, od lat niszczenie
autorytetów to nasza narodowa pasja. Cóż zatem....? Tylko to,
czego najbardziej się obawiamy, może stać się zarazem
wybawieniem. Jeśli świat przez nas akceptowany uznamy za Krainę
Boga, to wszystko ,co nie mieści się w tym obrazie staje się
automatycznie Szatanem. On nas przeraża, mrozi krew w żyłach,
sprawia, że staramy się go wyeliminować z naszego życia. Im
bardziej jednak próbujemy zapomnieć tym bardziej nam o sobie
przypomina. To błędne koło można przerwać jedynie przez
„oswojenie”demona, przez zintegrowanie jego obrazu., przywrócenie
go do świadomego życia przez akceptację. Tym demonem jest
oczywiście Inny. Przybysz z obcych krain oprócz niezrozumiałych
zachowań, dziwnych zwyczajów, czy wręcz zagrożeń niesie ze sobą
też nowe idee, poglądy i doświadczenia. Żeby społeczeństwo
mogło normalnie funkcjonować, potrzebny jest dopływ „świeżej
krwi”. Bez niego będziemy systematycznie karleć, kostnieć a w
końcu zanikać. Sami, w izolacji od bodźców zewnętrznych
skazujemy się na tkwienie w więzieniu własnych przekonań i
ograniczeń. Bezruch zawsze był atrybutem śmierci, czy to
człowieka, czy to całego narodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz